Czym różni się własność intelektualna od klasycznie rozumianej własności?
Fundamentalna różnica między konwencjonalną własnością, a własnością intelektualną jest związana z rzadkością dóbr. Większość uzasadnień istnienia własności i jej ochrony wynika z tego, że dobra – w tradycyjnym rozumieniu – są rzadkie i nie mogą być wykorzystywane przez nieograniczony krąg osób. Dobra niematerialne, jakimi są m.in. wynalazki[1] mogą być natomiast wykorzystywane przez nieograniczony krąg osób bez uszczerbku dla innych. Uprawniony z patentu udzielając licencji przyznaje taką samą funkcjonalność nabywcy niezależnie od ilości wydanych licencji. Oczywiście potencjał ekonomiczny poszczególnych licencji będzie malał wraz ze wzrostem uprawnionych do gospodarczego wykorzystania wynalazku. Co więcej, możliwe jest równoległe stworzenie tego samego wynalazku przez dwóch zupełnie niezależnych badaczy. W odniesieniu do konwencjonalnej własności zaistnienie podobnego zdarzenia po prostu nie może mieć miejsca.
Istnieje więc potrzeba udzielenia odpowiedzi na pytania, czy w obliczu tych różnic nadal można mówić o patencie, jako o własności, czy też instytucja ta w pewnych aspektach jedynie funkcjonuje tak, jak własność, nie będąc nią w istocie. Wtedy zamiast przenoszenia wprost rozważań dotyczących własności, uprawnione byłoby jedynie wnioskowanie w oparciu o analogię. Istotą własności intelektualnej byłoby więc prawo do używania – w tym udzielania tego prawa innym podmiotom.
Mimo, iż na gruncie prawa cywilnego istnieje wyraźne rozróżnienie między własnością, a posiadaniem, to w większości przypadków te dwie kategorie współistnieją i kreują wzajemnie liczne skutki prawne. Na gruncie prawa własności intelektualnej związek ten jest trudny do uchwycenia ze względu na przeniesienie akcentów z prawa rzeczowego na prawo zobowiązań, w które formuła prawa do używania jakiegoś wynalazku łatwiej się wpisuje.
Różnica jest widoczna także w kwestii notyfikacji osób niebędących właścicielami, że dana rzecz jest przedmiotem czyjejś własności. O ile w tradycyjnym rozumieniu funkcja ta może co do zasady być realizowana w stopniu zadawalającym, to w odniesieniu do dóbr niematerialnych w obecnym stanie prawnym jest jedną z podstawowych bolączek systemu ochrony wynalazków. Inwestorzy nie mają bowiem gwarancji, że nawet prowadzone na szeroką skalę badania istniejącego stanu techniki poprzez analizę udzielonych patentów, uchronią ich przed naruszeniem przyznanego komuś monopolu. Według Davida M. Martina – dyrektora generalnego firmy zarządzającej ryzykiem patentowym każdy, kto chce sprzedawać w Internecie musi się liczyć, że naruszy 4 319 patentów, a w przypadku szerszej reklamy, rozbudowanych metod płatności, czy dostaw towarów – około 11 000[2]. Z tym aspektem wiąże się problem niewyraźnych granic poszczególnych praw własności odnoszących się do dóbr niematerialnych. Część badaczy wyraża w tym obszarze kategoryczne stanowisko – jeśli nie jesteś w stanie określić precyzyjnych granic, to nie jest to własność[3].
Bartłomiej Biga
[1] Rozumiane jako sam wytwór intelektualny, a nie konkretna maszyna, czy porcja substancji.[2] J. Bessen, M. Meuer, Patent Failure: How Judges, Bureaucrats, and Lawyers Put Innovators at Risk New Jersey, s. 9.[3] Ibidem, s. 46 i następne.