Konstytucja Biznesu testem dla ministra rozwoju i finansów
Przygotowałem komentarz dla Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dot. ogłoszonej przez Wicepremiera Morawieckiego Konstytucji Biznesu i jej kluczowego elementu – projektu ustawy Prawo przedsiębiorców. Poniżej pełna treść mojego tekstu.
Zaprezentowane przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego szczegóły ustawy Prawo przedsiębiorców, będącej częścią Konstytucji Biznesu, zyskały w środowiskach biznesowych akceptację. Jednak pomimo przekonania o właściwym kierunku zmian niepokój przedsiębiorców budzi fakt, że stoją one w sprzeczności z generalnymi kierunkami polityki rządu, który realizuje rozbudowane polityki socjalne kosztem podnoszenia podatków i innych danin publicznych.
Wspomniany niepokój przedsiębiorców nie wynika zresztą jedynie z rządowych zapowiedzi zmian podatkowych. Może być on także podsycany przez bardzo wysoki poziom ogólności nowej ustawy – jest on znacznie wyższy niż oczekuje się nawet od aktu o tak generalnym, konstytucyjnym charakterze. Brakuje w nim niektórych istotnych szczegółów, które były chociażby elementem Ustawy o swobodzie działalności gospodarczej czy też osławionej „ustawy Wilczka”. Rodzi to obawy, że w samym rządzie nie ma wciąż zgodności, jak daleko idąca powinna być liberalizacja zasad prowadzenia działalności gospodarczej. Można przypuszczać, że jest to m.in. efekt napięcia między bardziej liberalnymi poglądami gospodarczymi reprezentowanymi m.in. przez wicepremiera Jarosława Gowina a środowiskami prospołecznymi, obecnymi w głównej partii obozu rządzącego.
Warto zwrócić uwagę, że w Prawie przedsiębiorców brakuje chociażby wskazania, jakie rodzaje działalności będą wymagały koncesji. Art. 37 ust. 3 stanowi, że szczegółowy zakres i warunki działalności podlegającej koncesjonowaniu określają odrębne przepisy. Jest to odniesienie do przygotowywanej ustawy o dereglamentacji działalności gospodarczej, będącej co prawda częścią Konstytucji Biznesu, ale co do której nie zaprezentowano jak dotąd żadnych szczegółów. W projekcie pojawia się jedynie ogólna deklaracja „zniesienia wybranych zezwoleń i wymogów wpisu do rejestru działalności regulowanej oraz ograniczenia wymogów dla wybranych koncesji, zezwoleń i wymogów wpisu do rejestru działalności regulowanej”.
Trudno wyobrazić sobie także, jak ma wyglądać współistnienie takich zasad jak: „co nie jest prawem zabronione, jest dozwolone”, domniemanie uczciwości przedsiębiorcy czy reguły przyjaznej interpretacji przepisów (in dubio pro libertate) z obowiązującą od 15 lipca 2016 roku klauzulą przeciwko unikaniu opodatkowania (art. 119a Ordynacji podatkowej), zgodnie z którą „czynność dokonana przede wszystkim w celu osiągnięcia korzyści podatkowej, sprzecznej w danych okolicznościach z przedmiotem i celem przepisu ustawy podatkowej, nie skutkuje osiągnęeciem korzyści podatkowej, jeżeli sposób działania był sztuczny”. A zatem wystarczy „sztuczność”, a nie nielegalność jakiegoś działania, aby podatnik poniósł negatywne konsekwencje, co stoi w oczywistej opozycji do przywołanych wyżej zasad.
Podsumowując, można stwierdzić, że kierunek zmian określony w Konstytucji Biznesu trzeba uznać za właściwy. Polscy przedsiębiorcy potrzebują bowiem uproszczeń, gwarancji ochrony ich praw, a nade wszystko stabilności przepisów. Problem w tym, że szczegółowe rozwiązania (lub ich brak) rodzą obawę, że nie doczekamy się praktycznych realizacji takich zasad jak domniemanie uczciwości przedsiębiorcy, proporcjonalność, pewność prawa czy polubowne rozwiązywanie kwestii spornych. Wartości te choć nie są niczym nowym w polskim porządku prawnym, to jednak od lat pozostają jedynie w sferze deklaracji. Co więcej, w pierwszym roku swojego funkcjonowania obecny rząd także nie podejmował działań wskazujących, aby materialna realizacja wspomnianych zasad miała być jego celem. Ogłoszenie Konstytucji Biznesu jest pierwszym krokiem w tym kierunku. Pozostaje czekać na kolejne.
Bartłomiej Biga