[Radio Kraków] o populizmie w ekonomii
„Pieniądze są i będą” to populizm, bo nie jest prawdą, że na wszystko są pieniądze. Ale tak samo populizmem może być podejście: „pieniędzy nie ma i nie będzie”. Cieszę się, że była okazja do dłuższej wypowiedzi w mediach na ten temat, bo to niezwykle ciekawa i ważna sprawa. W rozmowie z Jackiem Bańką staram się więc wyjaśnić, czym tak naprawdę jest populizm w ekonomii. Zauważam, że słowo „populizm” jest coraz częściej nadużywane i traktowane jedynie jako narzędzie politycznej walki. Stało się swego rodzaju obelgą, rzucaną w kierunku przeciwników, zamiast być terminem analitycznym, który pozwala zrozumieć pewne zjawiska gospodarcze. W moim rozumieniu populizm w ekonomii to nie konkretna ideologia czy polityka, lecz skłonność do przedstawiania skomplikowanych problemów w sposób zbyt uproszczony i chwytliwy, nie uwzględniający rzeczywistych konsekwencji.
Czy świadczenia socjalne są populizmem?
Często spotykam się z opinią, że programy socjalne, takie jak trzynasta i czternasta emerytura, 800+ czy inne formy wsparcia społecznego, to przejawy populizmu. Moim zdaniem takie uproszczone podejście jest błędne. Nie możemy automatycznie wrzucać wszystkich form wsparcia społecznego do jednego worka z etykietą „rozdawnictwa”. Owszem, zdarzają się sytuacje, w których decyzje o transferach socjalnych mają wyraźnie wyborczy charakter, ale sama idea redystrybucji dochodu jest istotnym elementem funkcjonowania nowoczesnego państwa. Populizm pojawia się wówczas, gdy brakuje realnego planu finansowania tych wydatków, a decyzje podejmowane są jedynie pod publiczkę, bez analizy długofalowych skutków dla gospodarki.
Zadłużenie państwa – gdzie leży granica populizmu?
Debata na temat zadłużenia państwa to jedno z tych zagadnień, gdzie populizm występuje w skrajnych formach. Z jednej strony słyszę dramatyczne ostrzeżenia przed „drugą Grecją” i „drugą Wenezuelą”, co ma wzbudzić strach i przekonać, że każde zadłużenie prowadzi do katastrofy. Z drugiej strony pojawiają się głosy, że państwo może się zadłużać bez konsekwencji, ponieważ zawsze można „dodrukować” pieniądze. Obie te skrajności są nieprawdziwe. W rzeczywistości dług publiczny może być efektywnym narzędziem stymulowania gospodarki, ale tylko wtedy, gdy jest odpowiednio zarządzany. Kluczowe jest rozróżnienie między zadłużeniem na inwestycje, które przyczyniają się do wzrostu gospodarczego, a zadłużeniem przeznaczanym wyłącznie na bieżące wydatki, co może być długofalowo niebezpieczne.
Czy nadwyżka budżetowa zawsze jest powodem do dumy?
Wielokrotnie spotykam się z przekonaniem, że nadwyżka budżetowa to jednoznaczny sukces i powód do dumy. Jednak warto spojrzeć na przykłady państw, takich jak Niemcy czy Japonia, które prowadziły nadmiernie restrykcyjną politykę fiskalną i w efekcie ograniczyły możliwości swojego rozwoju. W rzeczywistości zarządzanie finansami publicznymi powinno przypominać strategię przedsiębiorstwa – czasami warto zaciągnąć kredyt, by zainwestować w rozwój. Nadmierna oszczędność może prowadzić do stagnacji i osłabienia gospodarki.
Tarcze antykryzysowe – błąd czy konieczność?
Tarcze covidowe, które były wprowadzone w czasie pandemii, budzą mieszane uczucia. W momencie ich wprowadzania byłem ich zwolennikiem, ponieważ istniało realne ryzyko masowych bankructw i załamania gospodarki. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że były one zbyt hojne i doprowadziły do nadmiernego napompowania rynku nieruchomości. To pokazuje, że w ekonomii trudno jest podejmować decyzje bez ryzyka błędów, ale mimo wszystko uważam, że w tamtym momencie było to konieczne działanie.
Płaca minimalna – dwa oblicza populizmu
Podnoszenie płacy minimalnej to kolejny temat, w którym populizm przybiera dwie formy. Z jednej strony mamy głosy, że każda podwyżka doprowadzi do bankructwa firm. Z drugiej – że wystarczy podnieść płacę, by zlikwidować ubóstwo. Obie te narracje są błędne. W praktyce podwyższanie płacy minimalnej wpływa na wzrost kosztów i inflacji, ale nie doprowadza do masowych bankructw.
Banki i deweloperzy – rzeczywiście winni?
Słyszymy często o „pazernych bankach” i „złych deweloperach”. Jest w tym sporo prawdy – gospodarka stała się nadmiernie sfinansjalizowana, a duże podmioty wykorzystują regulacje na swoją korzyść. Jednak winę ponosi nie tylko sektor prywatny, ale także państwo i samorządy, które ustanawiają reguły gry. To nie deweloperzy odpowiadają za bałagan w planowaniu przestrzennym, lecz instytucje publiczne, które powinny kontrolować procesy urbanistyczne.
Kult sprawczości i wielkie projekty
W ekonomii dostrzegam niebezpieczne zjawisko „kultu sprawczości” – przekonania, że wystarczy mieć wizję i budować na wielką skalę, nie analizując konsekwencji. O ile popieram duże inwestycje, takie jak CPK, to pomysły budowy nowych miast na jego trasie, w obliczu wyludniania się istniejących miejscowości, uważam już za populistyczne szaleństwo.
ROZMOWA DO ODSŁUCHANIA NA STRONIE RADIA KRAKÓW
Bartłomiej Biga